AUTOR: Mariola Morcinková
FOT.: Monika Mazur


Monika Mazur



„Marzą mi się filmy kryminalne“

Podczas rozmowy, którą przeprowadziłam w sierpniu w Warszawie z Moniką Mazur, aktorka zdradziła, za co podziwia osoby, które zajmują się ratownictwem medycznym oraz jak wyglądają jej wyobrażenia o wymarzonej roli.

Od naszej pierwszej rozmowy minęło sporo czasu, wchodziła Pani wtedy na plan serialu „Na sygnale“, grała w „Galerii“. Co od tego czasu zmieniło się w Pani życiu?

O matko, to było tak dawno? (śmiech). „Galeria“ została już zdjęta z anteny, kończę Szkołę Teatralną, jestem po dwóch spektaklach dyplomowych, przede mną praca magisterska, która bardzo mnie przeraża, jeszcze jej nie zaczęłam. Ale największą zmianą jest chyba przeprowadzka do Warszawy. Miałam już dosyć mieszkania po hotelach, wynajęłam mieszkanie i wszystkie swoje rzeczy mam już w stolicy – tu jest mój dom.

Zmieniła Pani m.in image. Obcięła włosy. Czy ktoś Panią namówił? Uważa Pani, że zmiany są czasem konieczne?

Nosiłam się z tym zamiarem od dwóch lat. Głównie przez produkcję nie mogłam tego zrobić, bo „by się nie skręciło“. Każdy kolejny poranek kończył się coraz większą frustracją, bo znów nie wiedziałam, co zrobić z długimi włosami, a ponieważ nie jestem osobą, która lubi spędzać rano dużo czasu w łazience – zazwyczaj kończyło się na niedbałym koku na czubku głowy, tzw. „cebulaku“ (śmiech). W końcu pobiegłam do produkcji, podrzuciłam im pewien pomysł, o którym nie mogę jeszcze mówić i dogadaliśmy się. Nikt mnie nie namawiał, choć na początku poradziłam się kilku wizarzystów i stylistów, którzy uznali, że będzie dobrze. Jestem bardzo zadowolona! Potrzebowałam takiej zmiany – czuję się bardziej kobieco!

Wróciła Pani wczoraj z eventu charytatywnego. Może Pani opowiedzieć coś więcej na ten temat? Nawiązała Pani nową współpracę, związaną właśnie z eventami charytatywnymi.

Byłam w Łodzi na spotkaniu z dzieciakami z Rodzinnych Domów Dziecka. To inicjatywa, grupa, którą założyła Monika Ślubowska – „Pomaganie jest fajne“. Dzieciaki uczyły się robić sushi, gotować, dziewczyny miały malowane paznokcie, było dużo zabawy, wspólnych zdjęć i uśmiechu. Pomaganie jest fajne i sprawia mi ogromną przyjemność. Jeżeli moja osoba i mój przyjazd może komuś pomóc i dzięki niemu ktoś się uśmiechnie, to nie widzę żadnych przeszkód i to robię. W przyszłym tygodniu czeka mnie charytatywna sesja zdjęciowa, dostałam też propozycję zostania twarzą innej wspaniałej Fundacji – dużo się dzieje, z czego jestem bardzo zadowolona.

W jakich miastach będzie można Panią w związku z tym spotkać?

Miejsca są cały czas ustalane. Na pewno jeszcze raz w Łodzi, prawdopodobnie w Radomsku, wybieram się też do Lublina. Wszystko się klaruje, ale wycieczek będzie sporo.

W jakich jeszcze projektach będzie można Panią spotkać jesienią?

Nie mogę nic mówić (śmiech).

Ostatnio pojawiła się Pani w demo aktorskim Tomka Chrapusty – „Chodzą za mną kłopoty“. Skąd znacie się z Tomkiem?

Ze szkoły teatralnej.

Przeczytałam również ostatnio, że wystąpiła Pani w etiudzie szkolnej „Dupek“. W jakiej roli Pani tam się pojawia?

Pojawiamy się tam jako paczka znajomych głównych bohaterów, nie ma tam rozbudowanych naszych historii, razem imprezujemy, razem się bawimy.

Lubi Pani takie małe, krótkometrażowe projekty?

Tak, bo to coś innego niż postać kreowana latami, jak np. w „Na sygnale“, w sierpniu minęły dwa lata, odkąd weszłam na plan. Krótka przygoda to zupełnie coś innego.

Uważa Pani, że tego rodzaju „mini-produkcje“ są szansą dla młodych reżyserów i aktorów?

Tak, jak najbardziej.

Pojawia się Pani także w Teatrze. Czy może Pani stwierdzić, że teatr jest dla Pani miejscem szczególnym?

Absolutnie. Jest dla mnie miejscem szczególnym, ale nie jest to aktualnie miejsce, w którym czuję się najlepiej. To nie jest chyba moja droga na chwilę obecną. Nie czuję się na nią gotowa.

Czy w jesiennym sezonie będzie można Panią zobaczyć w jakimś nowym spektaklu?

Będziemy grać dalej spektakle dyplomowe w Krakowie, może przyjedziemy też do Warszawy. Serdecznie zapraszam. Konkretne terminy na pewno pojawią się na moim FANPAGE'u.

Nie sposób całkowicie wykluczyć z naszej rozmowy wątku serialu „Na sygnale“. Co takiego ma Pani postać w sobie, że jest tak bardzo lubiana przez telewidzów?

Martyna jest bardzo ciepłą osobą, która niesie wszystkim pomoc, bo tak czuje. Nie traktuje tego stricte zawodowo, ale taka jest. Jest pełna empatii, młoda, nie ma zbyt wielkiego doświadczenia, więc nie umie się jeszcze pogodzić ze śmiercią pacjenta. Wszystko przeżywa dużo intensywniej niż starsi koledzy. Jest pozytywna, uśmiechnięta, jest po prostu dobrym człowiekiem i pewnie dlatego zyskała tak dużą sympatię widzów.

Czy Pani też zdążyła już ją polubić?

Tak, ja ją polubiłam już na samym początku, choć irytuje mnie, że ciągle nie wie, czego chce… Ale cóż, nikt nie jest idealny (śmiech).

Może Pani powiedzieć coś na temat nowego sezonu serialu, czy musi pozostać to tajemnicą? Sezon zakończył się bardzo wielkim napięciem, dreszczykiem emocji…

Pierwsze odcinki przyniosą rozwiązanie całej sytuacji. Na pewno będzie się dużo działo, będzie dużo więcej wątków prywatnych, pomiędzy bohaterami zawiążą się głębsze relacje. Pojawi się też nowy lekarz – czarny charakter, który będzie bardzo mieszał – Dr. Góra to przy nim złoty człowiek (śmiech). Poza tym na widzów czeka oczywiście mnóstwo ciekawych przypadków medycznych. Kiedy czytam scenariusze, zastanawiam się, skąd scenarzyści biorą pomysły na takie rzeczy.

Jak odnajduje się Pani w roli ratownika medycznego? Podziwia Pani osoby, które zajmują się tym na co dzień?

Bardzo podziwiam, ale ja nie dałabym rady. To tak cholemie ciężki zawód – fizycznie i psychicznie. Na pewno nie dla wszystkich.

Może na koniec proszę powiedzieć, jaka jest Pani wymarzona rola?

Marzą mi się filmy kryminalne. Żebym biegała w mundurze, z pistoletem, w gładko zaczesanym kucyku… Twardzielka. Mocne, czarne oko. Długi, czarny kuc. Tak mi się kojarzy, marzy. Tak, chciałabym zagrać wreszcie twardzielkę, której wszyscy się boją, a nie taką grzeczną "memłę" z dobrego domu (śmiech).